- Hej kochanie! – Jack delikatnie całuje mój policzek. Jego pełne wargi zostawiają ciepło na mojej skórze. – Alex! Mia! Tatuś coś ma! – dziewczynki podbiegają do niego jak do Mikołaja, dają buziaka, a w zamian dostają czekoladę.
- Za bardzo je rozpieszczasz! Jack jesteś głupi! – krzyczę na cały głos, gdy mój… mąż, nie potrafię przywyknąć do tego statusu, bierze mnie na ręce i zanosi do salonu. Moje małe córeczki zaczynają wariować, w takim wrzasku trudno mi je rozpoznać, są takie identyczne. Jack delikatnie stawia mnie na ziemi i całuje. Małe szatynki z miłą chęcią obserwują ten obrazek.
- Mamo jak będę duża, też chce mieć takiego męża jak tata! – krzyczy Alex i udaje, że tańczy z jakimś chłopcem. Lekko się uśmiecham, nieświadoma tego jak bardzo pragnęłam tych dzieci. Są dla mnie teraz jak jedyna ostoja spokoju. Jedyne szczęście, które na pewno zostanie na zawsze. Choć Jack też jest takim moim szczęściem. Powoli czochram jego kasztanowe włosy, gdy słyszę dzwonek do drzwi. Gdy je otwieram, widzę mamę i tatę. Wesołych i uśmiechniętych, pogadziłam się z nimi dwa tygodnie po wyjściu ze szpitala. Gdy powiedziałam im o ciąży, byli w wielkiej euforii.
- Gdzie są moje kochane wnuczki? – małe jak na zawołanie wybiegają z salonu. Moi rodzice są nimi zachwyceni, wszędzie je zabierają, a ja nie potrafię im tego zabronić. Nie umiem, to zbyt wielka krzywda dla dziewczynek. Za nimi wchodzą również Mika i Jerry z wózkiem. W ośrodku śpi mały Jacob – słodziutki czteromiesięczny synek moich przyjaciół. Za nimi Julia i Milton, Grace i Brody – nadal nie mogę przywyknąć, że się pobrali. Na szarym końcu wchodzi Sara i Max – trzydziestodwuletni narzeczony mojej szwagierki. Sara Brewer ma teraz trzydzieści lat, za osiem miesięcy bierze ślub z Maxem O’Shena, na pewno będą szczęśliwi. Co tydzień w piątek, w naszym domu zjeżdżają się wszyscy. A ja muszę im powiedzieć coś bardzo ważnego, teraz to ja wiem pierwsza… nie potrafię wydobyć z siebie ani jednego słowa, gdy widzę ich wszystkich, tych których tak bardzo kocham i trójkę, która jest dla mnie wszystkim. Powoli podchodzę do Jacka, a on obejmuje mnie. Czuję się jak w szkole, gdy ściągnął mnie z Lindsay, gdy chciałam ją zabić.przytulam się do niego całym ciałem, a moje córeczki przyczepiają się do mnie. Nie potrafię tego powiedzieć. Szepczę, więc to Jackowi, który robi wielkie oczy.
- Ale… - nie planowaliśmy tego, tak jak za pierwszym razem, ale już nie ma odwrotu. – Kochani… Kim jest ZNÓW w ciąży! – mówi te słowa szybko i zwięźle.
- Znów? Ostatnio była pięć lat temu, wreszcie znów będziecie mieli małe dziecko! – krzyczy wesoło Mika, a ja uświadamiam sobie, że ona ma rację. Kocham tego wariata i chcę mieć z nim dzieci! Nie ważne ile, ale chcę. Jerry wręcza wszystkim kieliszki z winem ( dziewczynkom dał Picolo :D ).
- Za Jacka i Kim! Ich miłość zwyciężyła już wszystko! Niech żyją długo i szczęśliwie.
- ZA JACKA I KIM! – krzyczy reszta, powtarzając za Jerrym.
- Za nas… - szepcze mi do ucha Jack.
- Za nas…
Wieczorem już nie mam siły na nic, jednak małe nie dają mam spokoju. Po pierwszej siedzę i czytam im bajki. Gdy wracam do sypialni, Jack już smacznie śpi. Kładę się delikatnie obok niego i głaszczę jego słodką czuprenę.
- Jesteś wreszcie… - mówi zaspanym głosem. Jestem taka szczęśliwa, że go mam, że go nie straciłam. Patrzę na plecy Jacka, na których ciągle widnieją blizny po walce…
- Jack… Kochasz mnie? – pytam nagle, gdyż sama nie zdążyłam się powstrzymać.
- Kocham…
- A chcesz być ze mną na zawsze?
- Chcę…
- To czemu mówisz tak, jakby ci nie zależało. Jakby straciła miejsce w twoim sercu… - nawet nie zdaję sobie sprawy, że mówię łamiącym się głosem. Jack delikatnie przyciąga mnie do siebie. Jego delikatny pocałunek sprawia, że czuję się jak księżniczka. Nie potrzeba mi już słów, by potwierdzić to, że mnie kocha. Jednak zaraz potem odzywa się spokojnie, jednocześnie głaszcząc mój policzek.
- Kim kocham cię… pragnę być z tobą na zawsze… i nigdy nie stracisz miejsca w moim sercu, bo ty jesteś moim sercem… - szepcze czule, a ja mam wrażenie, że się zaraz rozpłynę. Wszystko wydaje się teraz piękniejsze niż zwykle, mimo iż jest spowite mrokiem.
- Chce cię mieć tylko dla siebie, chcę być twoją księżniczką… - mówię senna, a Jack delikatnie całuje mnie w czoło.
- Jesteś moją księżniczką i jestem tylko twój… - moje życie nie jest idealne… muszę być ciągle w domu, sprzątać, gotować, prasować, ale mam Jacka, moje córeczki, rodzinę i przyjaciół. To mój świat… na przepaści… ale pełen miłości i szczęścia… to wszystko wystarczy mi po to, by przestać zwracać uwagę na wady wszystkich dookoła i pozwala zajrzeć do wnętrza innych… pomaga mi się wnieść wysoko nad ziemię… 1000 metrów nad nią, nad niebo aż do mojego szczęścia… do Jacka i dzieci…
- Na zawsze razem… - szepczę do ucha Jackowi, tak jak wtedy, pięć lat temu.
- Aż po grób… - odszeptuje i składa delikatny pocałunek na moich wargach.
- Kocham cię… - szepczemy wspólnie. Tak… kocham go… na zawsze…
Jestem Kim Brewer, a to była moja historia...
To już koniec! :)))) Dziękuję, że byliście tu ze mną :D Kocham was ♥ Jak widzicie epilog napisałam jako Kim :D lubię tak pisać :D Domi obietnicę spełnię :D Kocham was ♥ dziś na wampiry :D ( chyba ).
Dziękuję wam ♥ Ola Howard ;*