niedziela, 30 czerwca 2013

04. Życie jest skomplikowane...

Oto czwarty rozdział! ;D Miłego czytania! ;D 


Zdziwiona Kim czekała na założenie gipsu. Nie mogła pojąć, czemu Jack jej pomaga. To nie było w stylu chłopka, tego pewnego siebie i żałosnego chłopka. Wielki skate pomaga ludziom, zabójca chce odpokutować swoje grzechy? To przeczy wszelkim prawom! Dziewczyna przez cały czas myślała nad zachowaniem Brewera.
- Już. – zdezorientowana Kim spojrzała na swoją stopę. Była w gipsie.
- Dziękuję! – wyszła przed gabinet, a na korytarzu siedział Jack. Spojrzał na blondynkę śmiesznym wzrokiem, jednak to nie rozśmieszyło dziewczyny. Patrzyła na niego zimnym wzrokiem, pełnym nienawiści, mimo że jej pomógł.
- Nawet nie myśl, że po tym, że mnie zaniosłeś do szpitala, to ci wszystko wybaczę. Uwierz mi, że ja łatwo nie zapominam.
- Tak, tak. Możesz już skończyć. – znów wrócił ten zimny i pusty Jack. Ten, który odpowiadał ja zaczepliwe teksty Crawford. Chłopak widział, jak dziewczyna kipi ze złości, co jeszcze bardziej motywowało do działania.
– Słuchaj  Kimberly. Nie obchodzi mnie twój los. Dla mnie mogłaś sobie sama iść do tego szpitala. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale w dojo była moja siostra. Chciałem być miły. – usłyszał warkot dziewczyny. – O odzywa się Kajtek. – Crawford zacisnęła ręce w pięści. Miała wielką ochotę pobić Jacka.
- Masz szczęście, że mam nogę w gipsie Brewer. Ugh! Nienawidzę cię! – chłopak spojrzał obojętnym wzrokiem na dziewczynę. Miał po dziurki jej ciągłego gadania. To było jak wielki hałas na autostradzie. Po prostu nieprzyjemne dla uszu.
- Oh zamknij się Kajtek! – ruszył w stronę wyjścia. Zrezygnowana Kim weszła do gabinetu pielęgniarki.
- Przepraszam, mogę dostać kulę?

Jerry siedział na ławce i obcinał sobie paznokcie. Milton czytał książkę, tak samo jak Julia, a Mika malowała pazurki.
- Jerry! Z daleka ode mnie z tymi szponami! – krzyczała Finkle, która brzydziła się paznokciami towarzysza.
- O! całowanie moich ust ci nie przeszkadza, a moje paznokcie to już tak?! – z gardeł Miltona i Julii wydał się okrzyk Fuuuj! Zrezygnowana Mika wróciła do malowania. Nagle do dojo wparowała Kim.
- Jak ja go nienawidzę! Palant!
- A kto jest tym palantem? A niech zgadnę… Jaaaack! – całe dojo zachichotało, po tym jak Mika wyciągnęła samogłoskę w imieniu Jack.
- Tak bardzo śmieszne! Fagas najpierw zaniósł mnie na rękach do szpitala, a potem nawrzeszczał na mnie i sobie poszedł.
- Kim… - do rozmowy wtrącił się Krupnick. – Moim zdaniem… to ty zaczęłaś. Jak zawsze!
- Zamknij się! – rudzielec z przerażeniem wycofał się do tyłu.
- Przepraszam was! To nie wasza wina. Muszę iść! Pa! – nie czekała na odpowiedź przyjaciół, tylko ruszyła.

Na cmentarzu Nie było nawet żywej duszy. Jack jak w każdym miesiącu ( dokładnie 12 każdego miesiąca ) szedł na grób Iana Crawford. Stał nad małym grobkiem trzynastolatka, który nie powinien zginąć. Położył na grobie białą róże i pomodlił się. Spojrzał jeszcze na zdjęcie chłopca i odwrócił się. Ze mgle ( gdyż zaczęła się tworzyć ) zobaczył postać Kim.
- Jak często tu przychodzisz?
- 12 każdego miesiąca. – dziewczyna uśmiechnęła się drętwo.
- Nigdy cię nie widziałam.
- Nie mogłaś widzieć. Zawsze szedłem za tobą, a gdy ty odchodziłaś, ja przychodziłem. – Crawford nie potrafiła się nie uśmiechnąć. Uświadomiła sobie, że Jack nie jest taki zły. – Czemu się uśmiechasz? – chłopak też się uśmiechał. Odsunął się od nagrobka, a przysunął się do Kim.
- Bo okazało się, że nie jesteś dupkiem…
- Miło wiedzieć. – zaśmiali się i spojrzeli na siebie.
- I tak cię nie polubię! – Jack pokręcił z niedowierzaniem głową. Spojrzał na Kim, a potem na jej gips.
- Fujara! – dziewczyna zrobiła wielkie oczy i zaśmiała się. Nie potrafiła się w obecnej sytuacji nie śmiać. Sam widok umęczonego Jacka sprawiał jej przyjemność. W tym czasie, gdy Kim rozmyślała, Jack zdążył już wyjść z cmentarza.
- Czas na randkę z Lorie! – zaśmiał się i ruszył do centrum, gdzie czekała na niego kolejna już dziś dziewczyna…

W domu Rudy’ego panował chaos. Sensei młodzieży nie mógł nic znaleźć. Właśnie szykował się na randkę z panią Bailey ( czyt. Beili ). Nie potrafił się nie stresować. Jak Jack radzi sobie z tyloma dziewczynami i nie boi się, że zawali? Rudy podziwiał swojego ucznia i jego pewność siebie. Nagle drzwi jego mieszkania się otworzyły.
- Co tu się stało? – w drzwiach stała Mika i Julia. Za nimi stali Jerry i Milton. Ten pierwszy trzymał w ręku wyprane kanty.
- Szukałem tych spodni! – gestem ręki pokazał na spodnie w rękach Latynosa.
- Trzymaj! – Rudy zaciągnął spodnie. Dziewczyny zbliżyły się do niego, ułożyły ładnie fryzurę i poprawiły ubiór. Sensei wyglądał jak prawdziwy gentleman. Blondynki uśmiechnęły się do niego.
- Yo Rudy wyglądasz super! – Gillespie uśmiechnął się do podopiecznych. Był już gotowy. Zarówno emocjonalnie jak i fizycznie…

Jack siedział właśnie w knajpie Phila. Lorie szczebiotała, denerwując przy tym Brewera.
- Mogłabyś na chwilę zamilknąć?
- Nie Jackie. Przyszłam tu, żeby ci powiedzieć, że cię kocham i chciałabym być z tobą. – wyznanie dziewczyny zbiło chłopak z tropu. Miał wątpliwości, nie chciał się na „stałe” wiązać z Nią.
- Przykro mi, ale raczej nic z tego nie będzie. – Lorie patrzyła na bruneta z niedowierzaniem, a potem uciekła z płaczem. Jack nie miał ochoty nawet patrzeć jak dziewczyna odchodzi. Nie miał ochoty i tyle! Brewer był niby pełnoletni, ale jeszcze nie był dość stabilny w uczuciach. Może to wina rodziców, którzy ciągle się kłócą. Ostatnio Jack podsłuchał ich rozmowę, w której wspominali o rozwodzie. Dla chłopak może to byłoby lepsze? Ciągle kłótnie nie należały do przyjemności. On i Sara mieli często dość swoich rodziców. Jego siostra raz chciała nawet popełnić samobójstwo, gdy chłopak, w którym się zakochała ją rzucił. Wtedy, gdy matka była jej potrzebna, to kobiety nie było przy niej. Gdyby nie Jack, dziewczyna byłaby martwa.
- Ładnie to ty dziewczyn nie traktujesz! – Brewer spojrzał z niedowierzaniem na Phila.
- A co ci do tego?
- A to mi do tego, że przed chwilą była tu Kim, ale jak zobaczyła co zrobiłeś tamtej dziewczynie, pokręciła zrezygnowana głową i odeszła.
- Co??? – Jack uświadomił sobie, że coraz bardziej pogrąża się w oczach Kim. Wstał szybko od stolika i pobiegł szukać Crawford. Znalazł ją na przystanku.
- Kim…
- Tak widziałam. Ładnie traktujesz dziewczyny, nie powiem!
- Kim zamknij się! Nie rozumiesz!
- Oh! Rozumiem i to za dobrze! – nagle spostrzegła, że Brewer się do niej zbliża. Objął ją w talii i przyciągnął do siebie.

- Co teraz? – dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż Jack zaczął zbliżać się do jej ust…

I jak? Mam nadzieję, że się podoba ;D 
Pozdrawiam Ola Howard ♥

czwartek, 27 czerwca 2013

03. Plastiki w roli głównej...

No tak! Jak zwykle późno ;D Sorki, ale kogo to obchodzi, przecież i tak nikt tego nie czyta :P


Zdenerwowana Kim kopała właśnie kolejnego manekina. Nie potrafiła w inny sposób  odreagować swoich emocji. Manekin nie wytrzymał i jego głowa poleciała na matę. Zaskoczony Rudy w tym czasie zdążył wybiec z gabinetu. Spojrzał zdziwiony na uczennicę, która stała spokojnie przy zepsutym przedmiocie do ćwiczeń.
- Kim…
- Rudy…
- Coś ty zrobiła? – krzyknął nagle sensei, gdy zauważył co dziewczyna zrobiła z manekinem. Ona natomiast uśmiechała się do niego promiennie.
- Przecież to tylko manekin! Nic wartościowego! – Rudy zgromił ją wzrokiem. - Był dla mnie najlepszym przyjacielem. Brata, którego nie mam… - spojrzał na Kim i od razu pożałował swoich słów. Nie wiedział, że nawet samo wspominanie o bracie, czyimkolwiek, będzie powodować łzy na twarzy blondynki. Kim po prostu otarła łzy i spojrzała na Gillespiego.
- Gdzie reszta? – uśmiechnęła się do niego. Jak na zawołanie do dojo weszli Jerry – z atakami kaca, Milton z Julią pod ramieniem, Mika z dwoma hamburgerami w rękach i Jack z tym swoim uśmiechem na twarzy. Obok Brewera szła jakaś śliczna brunetka. Błękitne oczy, mały nos i usta z wąską kreską na górze. Miała mocny makijaż i grzywkę na całe czoło. Przy boku Jacka wyglądała jak zwykła dziewczyna, no prawie. Miała na sobie króciutkie szorty i bluzkę do pępka. Gdy zeszli na matę dziewczyna pocałowała chłopaka namiętnie w usta i uśmiechnęła się do niego, a ten ruszył do szatni. Kim natomiast zdegustowana przewróciła oczami.
- Hej Crawford! Widzę, że jesteś zazdrosna. – powiedziała to słodkim i miłym głosikiem, w którym można było wyczuć chytrość.
- O kogo Mandy? O Jacka? Błagam! Nawet, gdy był ostatnim na świecie facetem w życiu bym z nim nie była. A teraz przepraszam cię bardzo… - wykonała wykop z półobrotu i manekin leżał na ziemi. Brunetka popatrzyła na Kim ze zrezygnowaniem i próbowała zrobić to samo z drugim , lecz zamiast się przewrócić, rekwizyt stał w miejscu, a Mandy leżała obolała na podłodze. Mika właśnie wyszła z szatni i zobaczyła krzyczącą z bólu brunetkę.
- Wow! Coś ty jej zrobiła? – Finkle tarzała się ze śmiechu, gdy to mówiła. Blondynka ( czyt. Kim ) miała wrażenie, że Mika zaraz eksploduje ze śmiechu. W końcu dziewczyna opanowała się i spojrzała na Kim , potem na Mandy.
- Próbowała wykonać kop z półobrotu,  aby przewrócić manekina. Jednak wykonała zwyczajnego kopniaka i… nie przewróciła „człowieka do bicia” tylko prawdopodobnie zwichnęła stopę. – Kim uśmiechnęła się szeroko. Nigdy w życiu nie widziała śmieszniejszej sytuacji. Z szatni wybiegli też chłopcy, którzy usłyszeli krzyk.
- Co się tu stało? – Jack był zdziwiony widokiem leżącej na ziemi brunetki. – Kim!
- Ona sama się uderzyła. Jak niedołęga próbuje przewrócić manekina, to nie moja wina! – krzyknęła, po czym po raz kolejny oderwała kolejnemu już rekwizytowi głowę.
- Tak na pewno! Nie wierzę! – Jack również krzyczał. Rudy patrzył oszołomiony na sytuację od samego początku. Postanowił się wtrącić do ostrej wymiany zdań.
- Jack, Kim ma rację. To tylko i wyłącznie wina twojej, nowej dziewczyny. Prosiłbym cię, abyś więcej nie przyprowadzał do dojo swoich dziewczyn. Zgoda? – chłopak spojrzał na mężczyznę, po czym oznajmił.
- Zgoda! – Jack zawsze szanował Rudiego. Sensei był jego przewodnikiem, więc Jack zawsze był dla niego miły i przyjemny, nigdy mu się nie sprzeciwiał. Kodeks Wassabiego zobowiązywał. Jack patrzył przez chwilę na Kim, po czym uśmiechnął się zwycięsko. Przybliżył się do niej, dotknął jej ramion, po czym wyszeptał do ucha.
- Jesteś zazdrosna… Jak miło… - odchodząc przygryzł ucho dziewczyny. Ta patrzyła na niego z niedowierzaniem. Ale tupet! Myśląc to cały czas patrzyła się w ścianę, jednak gdy zobaczyła minę Brewera, posłała mu złowrogie spojrzenie.
Jack w tym czasie obserwował Crawford. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak spragnionym wzrokiem na nią patrzy. Od jakieś czasu nie był sobą… współczuł dziewczynie i to bardzo. Pierwszy raz miał wyrzuty sumienia, za to, co zrobił. Gdy zobaczył złowrogie spojrzenie dziewczyny, miał wrażenie, że źle mu z tym.
- Jack… - z jego plecami stała Sara – jego starsza siostra, która często gdy wracała ze swojego dojo ( należała do Czarnych Smoków, co bardzo drażniło brata ) zachodziła po niego.
- Czego ode mnie chcesz?
- Znów kolejna dziewczyna?! – siedzieli na uboczu, więc nie mogli ich słyszeć, tym bardziej, że zajmowali się poszkodowaną Mandy. Nawet Kim…
- Co ci do tego Sara? – patrzył na nią niezbyt uprzejmy spojrzeniem. Nienawidził, gdy siostra wtrącała się w jego życie. Po raz kolejny spojrzał na nią. Swoimi czekoladowymi oczami często hipnotyzował siostrę, która dzieki temu była uległa. Starsza o siedem lat ( czyli ma 25 lat ) zawsze ulegała młodszemu bratu. A to, żeby został u kolegi albo by rodzice pozwolili mu jechać na obóz. Zawsze była przy nim i wspierała go. Nawet po wypadku, który jej brat spowodował, zawsze była blisko niego.
Szatynka z pięknymi brązowymi oczami. Wysoka, szczupła i bardzo śliczna. Na policzkach miała pieprzyk, mały nosek i pełne usta. Jack był do niej taki podobny ( tylko, że on ma 2 pieprzyki, a ona 1 ). Teraz była ubrana w miętowe spodenki z kokardą, różową, prześwitującą bluzkę oraz szpilki – również różowe. Na ręku miała miętową bransoletkę, na ramieniu miętową torebeczkę. Różowe paznokcie i usta muśnięte błyszczykiem. Włosy spięte na górze w warkocz, z którego wychodziły pofalowane włosy. ( Strój Sary )
Patrzyła na brata dziwnym wzrokiem.
-  To mi do tego braciszku, że mam dość tego ciągłego krycia cię. Zawsze, ale to zawsze. Kiedy chodzisz potajemnie na imprezy, gdy pijesz i palisz. A no i kiedy sprowadzasz do domu jakieś nowe panny! Czy nie możesz się zakochać? Jesteś taki pusty w środku, lecisz na pierwszą lepszą, która pójdzie z tobą do łóżka. To chore braciszku! – brunetka spojrzała w stronę krzątających się przyjaciół chłopaka. – Nigdy jeszcze nie widziałam tej blondynki… a nie czekaj! Widziałam! To ta, której zabiłeś brata? – Jack pokiwał twierdząco głową. – Że cię jeszcze nie zabiła… - Brewer spojrzał z przerażeniem na starszą siostrę.
-  C-cc-co? – dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
- Nico! Uważam, że na jej miejscu już dawno bym cię zabiła, ale najwidoczniej nie zależy jej na twojej śmierci. – Jack spojrzał na blondynkę, która obecnie sprzątała po swojej demolce. Miała na sobie dżinsowe spodenki ( jasne dżinsowe ), czerwoną bluzkę z napisem True love story never ends, czerwone vansy oraz czerwono czarnego full cupa z napisem London L. N. D. Na ręku miała dużo czarnych bransoletek, a włosy puszczone luźno w lekkich lokach. ( strój Kim )
- Podoba ci się? – Sara uśmiechnęła się na samą myśl, a tym, że jej brat mógłby w końcu znaleźć sobie STAŁĄ dziewczynę.
- Co? Pfff… Nie! – odwrócił się od swojej siostry i dotknął leciutko warg, które dwa dni temu namiętnie całowały usta Crawford.
- Skoro ci się nie podoba to powiem o niej Kyle’owi. - Kyle to jedne z kuzynów chłopaka, który kazał go pobić, zaraz po tym jak dowiedział się, że będą razem walczyć o puchar świata. Brewer ( czyt. Jack ) został tak pobity, że na dwa tygodnie trafił do szpitala. Oczywiście sprawcy pobicia nie znaleziono. Dopiero później Jack dowiedział się, że to Kyle zlecił pobicie. Od kogo się dowiedział? Od samego kuzyna.
- Nie! – odwrócił się do dziewczyny, która szczerzyła się jak głupia.
- Czyli ci zależy!
- NIE!!! – krzyknał, po czym wyszedł szybko z dojo.

Kim patrzyła jak Jack wybiega z dojo, a zaraz za nim jego siostra. Dla dziewczyny było to dość zabawne. Spojrzała w bok, w rogu sali stali Jerry i Mika i się… całowali. Lekko zszokowana zaczęła się cofać do tyłu, by nie przeszkodzić zakochanym. Niestety cofając się, potknęła się o stare śmieci Rudy’ego i runęła na ziemię.
- Kim! – Mika klęczła już przy przyjaciółce. – Co ci jest?
- Nic tylko się przewróciłam! – blondynka chciała się podnieść, ale gdy tylko ustała na własne nogi, zaczęła krzyczeć na całą galerię. Do dojo wleciał migiem Jack i jego siostra, którzy stali cały czas przed dojo i się sprzeczali.
- Co się stało? Potrzebna apteczka czy ambulans? – Jack spojrzał na Kim, która ledwo stała na nogach, mimo pomocy Jerry’ego i Miki. – Ja wam pomogę… - podszedł do nich i… wziął Crawford na ręce.
- Brewer! Zostaw mnie! Słyszysz? Debilu! Idioto! Puszczaj! – jednak chłopak nie zwracał na nią uwagi. Nikt nie poszedł za nim, nie wiedział czemu, więc szybko zaniósł dziewczynę do szpitalu.

- Lubi ją… - Mika i Jerry spojrzeli na Sarę dość dziwnie. – Nie tylko lubi… Ona mu się podoba. – Finkle i Martinez popatrzyli na siebie z niedowierzaniem.
- Czyli on… on ją kocha czy tylko ona mu się podoba? – brunetka się uśmiechnęła się do przyjaciół brata.
- Raczej to pierwsze… 

Okeeey... To totalna żenada :@ Nic mi ostatnio nie wychodzi, nom masakra :@. Ale przynajmniej pocieszenie, że Kick się trochę do siebie zbliża. W sensie Jack zaczyna czuć coś do Kim, bo nie jestem pewna czy Kim na razie będzie coś czuła do niego;D Kocham was ♥ 

wtorek, 18 czerwca 2013

02. Atak najmniej spodziewany...

To drugi rozdział. Wiem, że dno, ale wiecie teraz jest sezon na ROWERY! Whoooooooo! ;D Miłego czytania ;***


Po powrocie do domu Kim nie miała ochoty nawet siedzieć. Wszystko domu było codziennie takie puste. Mama Kim nadal rozpaczała po stracie swojego małego synka, a tata… zachowywał się jak osoba chora psychicznie. Najpierw bujał w obłokach, chodził z kąta w kąt bez celu, a potem nagły atak agresji. Blondynka wiele razy znalazła się zbyt blisko ojca, gdy miał nagły atak furii. Dom Kim po wypadku Iana był jak piekło. Cała rodzina była zrozpaczona, ludzie współczuli rodzicom chłopca, samemu chłopcu, lecz nikt nie pomyślał o Kim. Sama musiała radzić sobie z problemami. Może dlatego blondynka postanowiła odsunąć się od reszty najbliższych, nawet podczas rozprawy Jacka…
Właśnie Jack. Dziewczyna miała mętlik w głowie. Rozglądała się po swoim wrzosowym pokoju. Wydawał jej się jak oaza na pustyni – był jej małym rajem na ziemi. Usiadła na łóżku i spojrzała w okno. Za horyzontem słońce kreśliło pomarańczowe fale. Uśmiechnęła się, wiedząc, że ten koszmarny dzień dobiega wreszcie końca. Ile razy płakała o tej porze dnia? Tego nawet ona nie wiedziała. Dziś znów patrząc na zachodzące słońce przypominała sobie brata, który tak samo jak słońce zgasł w najmniej odpowiednim momencie, ale ciągle wschodzi w jej wspomnieniach. Wszystko traci swoje znaczenie, gdy nie ma się kogoś bliskiego. Dla Kim strata Iana była czymś potwornym, miała wrażenie, że wraz z chłopcem zniknęła jakaś część jej samej. Jack zabrał jej najważniejszą osobę, bez której niej życie nie było takie barwne i kolorowe. Przytuliła się do poduszki i zaczęła cichutko płakać. Zupełna cisza i wszystko było odpowiednie. Jak zwykle coś musiało zmącić te chwilę. Zawsze byli to rodzice ( ojciec często miał napady szału, a matka nie była gorsza od niego ). Jednak tym razem ciszę zmąciły krzyki z zewnątrz. Blondynka podniosła się z łóżka i ruszyła w stronę okna. Na świeżym powietrzu słońce zdążyło już zajść, zostawiając za sobą tylko kolorowe niebo. Hałasy dochodziły z parku naprzeciwko, a raczej z ławki przed parkiem, która znajdowała się centralnie przed oknem Kim. Na owej ławce siedzieli trzej chłopcy. Jerry, Xander i… Jack. Byli pijani, bo gdy chcieli wstać zataczali się. Dziewczyna widząc ten obraz, cicho zachichotała. Chłopcy spojrzeli w jej stronę, po czym zbliżyli się do okna.
- Patrzcie kogo mamy tu w samej podkoszulce i bieliźnie. – Xander poparzył na Kim. Dziewczyna dopiero teraz zdała sobie sprawę, że kładąc się na łóżko zdjęła niewygodne spodnie. Spojrzała na dół, po czym zgromiła go wzrokiem.
- Co cię to odchodzi? – spytała ostro. Chłopacy zaśmiali się, jednak spoważnieli, wiedząc minę Crawford. Dziewczyna miała śliczne, długie opalone nogi, więc chłopcy mieli niezłe widoki.
- A to, że masz śliczne nóżki. – blondynka zasyczała gniewnie. Nie miała największej ochoty na końskie zaloty pijanych kolegów, a już szczególnie jednego. Ten właśnie patrzył na nią jak na kawałek mięsa. Dziewczyna wzięła pierwszy lepszy kamyk z balkonu ( jej brat przynosił różne kamyki na balkon ) i posłała im kilka niecenzuralnych słów. Wróciła do pokoju i ułożyła się na łóżku, nagle na z dołu doszedł ją dźwięk tłuczonego szkła. Zaczyna się! Położyła poduszkę na głowę i zasnęła z wielkimi trudnościami…
W szkole znów kolejne spóźnienia i chamskie odzywki, ale to już rutyna. Kolejny dzień, kolejne kłótnie z Jack’iem. Dziś jednak chłopak przegiął szalę do końca. Kim wychodząc z klasy była zdenerwowana. Jacopo raz kolejny ją obmacywał, a ja na dodatek nie potrafiła mu przeszkodzić.
Podeszła do szafki, jednak tuż przy niej stał Brewer i lizał się z Lindsay. W dziewczynie się zagotowało. Nie dość, że Jack to jej największy wróg, to jeszcze liże się z jej drugim największym wrogiem. Zbulwersowana Crawford pchnęła całującą się parę z impetem. Lindsay i Jack popatrzyli na blondynkę ze zdziwieniem. Nie mieli pojęcia, jak bardzo ich widok działa Kim na nerwy. Dziewczyna wyciągnęła książki z szafki i zatrzasnęła drzwiczki.
- Jeszcze raz będzie lizać się przy MOJEJ szafce to wam flaki powyrywam. – zdziwieni odsunęli się od Kim. – Gdzie indziej? Proszę bardzo, ale nie przy mojej szafce! – wściekła się i odeszła do swoich przyjaciół. Ci siedzieli roześmiani.
- Co was tak śmieszy?
- A to, że jesteś zazdrosna o Brewera! – Mika chciała to wykrzyczeć na całą szkołę, ale opanowała się. Tymczasem Kim stała oszołomiona z wrażenia tej wypowiedzi. Stała chwilkę jak słup, a potem „szeptem krzyknęła”.
- Odbiło ci? Masz fioła! Wcale nie jestem zazdrosna, tylko przerażona, bo dwoje moich wrogów się spiknęło. – dziewczyna zrobiła zniesmaczoną minę, jednocześnie udając się pod salę, w której odbywała się lekcja angielskiego…

- Molier to wybitny poeta. Tworząc swoją sztukę „Skąpiec” chciał potępić próżniactwo ludzi żyjących we Francji. – nauczyciel jak zwykle mówił o jakich niepotrzebnych rzeczach. Kim stwierdzając totalną nudę, usiadła na wygodnie na krześle i zdjęła swoją bandamkę. Zaczęła bawić się nią w palcach.
- Może zaczęłabyś słuchać? – dziewczyna uśmiechnęła się w stronę Miki. Szczupłej, skromnej blondynki o małych gabarytach. Niebieskie oczy  zawsze pokreślone dodawały jej uroku. Ubrana skromnie, gdyż skromnie żyła. Zawsze pomogała swojemu wujowi przy pracy w restauracji.
- Tak, bo ty tak zawzięcie słuchasz. W kółko tylko patrzysz na Jerry’ego i na nikogo więcej. Brawo za inteligencję! – Finkle zaśmiała się, co spowodowało skupieni na nich dwóch uwagi nauczyciela. – Brawo! – Kim teatralnie przewróciła oczami.
- Panno Finkle, może skomentuje pani twórczość Moliera? – Mika otworzyła szeroko oczy. Nie wiedziała co powiedzieć. Jego sztuka w ogóle ją nie interesowała. Crawford spojrzała z politowaniem na koleżankę i zaczęła mówić.
- Molier – wybitny francuski poeta. W swojej twórczości bezczelnie kompromitował francuskie mieszczaństwo, które było zaślepione bogactwem i obłudą. Nie liczyło się dla nich dobro rodziny, liczyli tylko na pieniądze. Molier żył w XIV wieku za czasów Ludwika XIV. Zasłynął jako twórca komedii. - Kim, gdy już skończyła swoją wypowiedź, uśmiechnęła się szeroko do nauczyciela. Była z siebie dumna, od śmieci Iana zaczęła przykuwać większą uwagę do nauki.
- Brawo panno Crawford! Widzę, że nie tylko Milton i Julia mnie słuchają… kontynuując… - Mika patrzyła z niedowierzaniem na swoją przyjaciółkę, która szczerzyła się jak głupia. Wiedziała, że uratowała skórę blondynce.
- Uratowałaś mi skórę! Skąd ty to wiesz?
- Pomoc z góry. – uśmiechnęła się do dziewczyny i spojrzała przed siebie. Zobaczyła wyszczerzoną w uśmiechu twarz Brewera. Jej oczy z wesołych stały się złe i z natury rozwścieczone. Jack patrzył na Kim ze złowieszczym uśmiechem na twarzy. Blondynka miał ochotę go rozszarpać.
- Weźmiesz tą swoją śliczną buźkę, czy mam ci ją uszkodzić? – uśmiech bruneta powiększył się jeszcze bardziej. Kim dopiero teraz uświadomiła sobie, co przed chwilą powiedziała.
- Uważasz, ż jestem śliczny? Miło wiedzieć… - patrzyła na nią tymi swoimi oczami, które sprawiały, że każda laska na niego leciała. Kim po raz kolejny na niego widok wywróciła oczami. – Ciekawe Czemu tylko ty na mnie nie lecisz? – w oczach dziewczyny chłopak dostrzegł łzy, smutne łzy. Nie powinienem tego mówić! Ale było za późno już powiedział.
- Dlatego, że zabiłeś mi brata, idioto! – krzycząc to, popłakała się i uciekła z klasy. Nauczyciel spojrzał na to zdziwiony.
- Brewer, to twoja wina. Teraz idź za nią. – wtedy do akcji wkroczyli Mika i Jerry.
- To nie jest dobry pomysł…
- Bez dyskusji! Brewer won! – Jack niechętnie wstał z ławki i ruszył na korytarz. Po drodze był zaczepiany przez klasowe i szkolne plastiki. Jednak starał się je zgrabnie ominąć.
Na korytarzu usłyszał cichy płacz, który dochodził z damskiej toalety. Gdy miał otwierać drzwi, ktoś z impetem je otworzył. Jack leżał jak długi.
- Bolało? – zapytała z troską Crawford. Pokiwał twierdząco głową. – Bo miało! – i oddaliła się, ale nie w stronę klasy tylko drzwi frontowych.
- Ej poczekaj! Słyszysz Kajtek? – Kajtek… pewnie zastanawiacie się o co chodzi… otóż, gdy Kim jest wkurzona, zaczyna „warczeć”, więc stąd przezwisko Kajtek.
- Nie mów tak do mnie! – Jack zaśmiał się.
- Dobrze Kajtek… Ups!  - dziewczyna odwróciła się napięcie i spojrzała na chłopaka jak na samo zło.
- Nienawidzę cię! – rzuciła się na niego z pazurami. Wskoczyła na niego, przez co chłopak runął na ziemię. Zaczęła go bić, jednak chłopak z łatwością obronił jej ataki. Większość pomyślała, że Jack wygra, jednak nikt nie zna dobrze Kim Crawford. Z wielką mocą uderzyła go prosto w twarz. Z jego nosa poleciał stróżka krwi. Blondynka ustała na własne nogi, ciężko łapiąc powietrze. Jack wstał i ujrzał dziewczynę.
- Kajtek, coś ci jest? – dziewczyna coraz ciężej oddychała.
- A… Ast… Astma! – ostatni wyraz z ledwością wykrzyczała i upadła na ziemię, łapiąc się za gardło.
- O boże! Kajtek… Kajtek… Kim! – dziewczyna próbowała łapać oddech, lecz z marnym skutkiem. – Inh… inhala… inhalator… w prawej… kies… kiesze… kieszeni! – Jack pochylił się i włożył rękę do kieszeni spodni. Znalazł mały, biały pojemnik z ustnikiem.
- D… Da… Daj! – szybko sięgnęła po inhalator. Zaczęła wdychać i przestał, gdy mogła już normalnie oddychać.
- I tak cię nie polubię! – oddaliła się do klasy po rzeczy…
- Będzie ciężko w ogóle zacząć się z nią dogadywać… - z pesymistycznym nastawieniem ruszył za dziewczyną do klasy…    

No i? Wiem, wiem ŻENADA! Ale cóż tak już piszę i nic tego nie zmieni. Jestem zdołowana, gdyż moja nauczycielka od polaka powiedziała, że CYT. Nie umiem pisać ładnych tekstów! Nie nawidzę jej :@ Dość o mnie! ;D Chcę, żeby w opowiadaniu pojawiła się nowa dziewczyna, przez którą Kim jeszcze bardziej nienawidzi lub bardziej polubi Jacka. Czekam na wasze pomysły. Wszystkich! Anonimów też oto e-mail: ola.howard_16@o2.pl
Zapraszam do konkursu! ;D A i piszcie czy ma przybliżyć czy oddalić Kim od Jacka ;** Czekam na wasze prace do 13 lipca ( wiecie czyje są wtedy urodziny ;D ) 

poniedziałek, 10 czerwca 2013

01. Nienawiść to początek...

Bez przeciągania! :D

Nienawidzisz! Nienawidzisz go za to jaki jest, za to, że w ogóle się pojawił. Ale jednak coś cię do niego ciągnie…

Zdenerwowana Kim weszła do szkoły. Jak zwykle jej budzik nie zadzwonił, a ona musiała go na dodatek zepsuć. Udała się do swojej szafki, gdy znalazła się obok niej, pociągnęła ją mocno, a potem zatrzasnęła.  Miała jej znienawidzony przedmiot – chemię.
Dziewczyna była postrachem szkoły. Złośliwa, mściwa i nie tylko. Gdy już coś postanowiła lub zaplanowała… nie było odwrotu. Piękna, seksowna i nie do zdobycia – takie właśnie w szkole było zadanie o Kim Crawford. Seksowna blondynka z długimi nogami, brązowymi oczami i wyrzeźbionym brzuchem była dla wszystkich jak wisienka na torcie. Jednak Crawford była niedostępna, a tego, który odważył się jej dotknął, doprowadzała do wizyty w szpitalu.
Kim bez pukania otworzyła drzwi do Sali chemicznej, w której trwały już badania nad różnorakimi probówkami z kwasami i zasadami. Reakcje przeprowadzane były w specjalnych kitlach i okularach, których blondynka nie znosiła. Nauczyciel nawet nie zwrócił uwagi na nagłe wejście blondynki, oznajmił tylko spokojnie.
- Panno Crawford, pamięta pani, że jest pani w jednej ławce z Brewerem?
- Tak, Claus, pamiętam!  - krzyknęła do nauczyciela, który Zgromił ją wzrokiem. Dosiadła się do swojego znajomego z klasy.
Brewer miał na imię Jack. Był dobrze zbudowany i przystojnym brunetem, który posiadał nieziemsko umięśnioną klatkę. Czekoladowe oczka i brązowe włosy działały na dziewczyny jak magnes.  Każda chciała z nim być. Był dla nich ideałem, tylko dla Kim był zwykłym dupkiem, który rzuca dziewczyny po dwóch dniach. Nienawidziła go za to jak ją traktował.
Kim wyjęła książki do chemii i postawiła ją w pionie. Zgrabnie otworzyła tornister, niestety musiała odwrócić się do Jacka tyłem, co nie umknęło jego uwadze. Wyjęła z plecaka książkę „Wampiry z Morganville” i zaczęła czytać. Jednak po kilku chwilach zrezygnowała, stwierdzając, iż może „zniszczyć” sobie reputację w szkole. Jack siedział nieruchomy wpatrzony w zgrabne nogi Kim, która była w shortach i pokazywała swoje walory.
- Przestaniesz się gapić na moje nogi?! – nie lubiła, gdy ktoś ją obserwował, nawet w taki sposób.
- Nie przestanę. Jesteś bardzo sexi, czy nie przyszłabyś…
- Nie! – starała się być cicho, więc „krzyknęła szeptem”. Jack uśmiechnął się i pochylił się w stronę blondynki. Siedzieli w ostatniej ławce, więc nikt nie zwracał na nich uwagi. Nauczyciel był „uczulony” na odwracanie się do tyłu.
- Co ty robisz? – starała się odchylić, ale już nie mogła, gdyż jeszcze chwila, a leżałaby na ziemi. Chłopak złapał ją w ostatniej chwili, przyciągając do siebie. Zbliżając się do jej ust, szepnął.
- Chce być pierwszy…  - złożył na ustach Crawford namiętny pocałunek. Zszokowana dziewczyna siedziała, zachwycając się dotykiem jego warg, lecz po chwili zdała sobie sprawę, co robi. Szybko się od niego oderwała i strzeliła go po twarzy.
- Nienawidzę cię. Gardzę tobą! – nie krzyczała. Usiadła tak jak powinna już dawno i odsunęła się od Brewera jak najdalej.
Kolejne lekcja – wf. Blondynka ruszyła do szatni, przy okazji zahaczając o Jacka. Obojętnie przeszła obok niego, jednak gdy ten złapał ją za tyłek, odwróciła się napięcie. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się zadziornie.
- Miło, że ci się podobam, a teraz spieprzaj! – w szatni przebrała się w czarną bluzkę do pępka, zielone spodenki sportowe i zielone conversy. Włosy spięła w fikuśnego koka, wzięła torbę i ruszyła na salę ( strój Kim ). Gdy tam weszła wszystkie oczy skierowały się na nią. Chłopaki zaczęły gwizdać, a dziewczyny podziwiać. Zaczęła się lekcja – krótka rozgrzewka, każdy indywidualnie. Okazję wykorzystał Jack, podchodząc do dziewczyny od tyłu. Zawsze wiedziałem, że jesteś seksowna, ale że aż tak? Może przyjdziesz dziś do mnie? – dziewczyna popatrzyła na niego. Przybliżyła się do jego ucha.
- Z miłą chęcią. – chłopak ucieszył się i zaczął ją całować w szyję. Wow! Całuje to on nieziemsko! Pomyślała blondynka. Gdy kolejny raz dziś musiała oprzytomnieć, strzelając Brewera w twarz.
- Nigdy więcej tak nie rób! A i chyba cię coś popierdoliło, że myślałeś, że „do ciebie wpadnę”! – ostatnie słowa wypowiedziała w teatralny sposób.
- Suka! – i oddalił się. Tak po prostu i jeszcze nazwał ją suką. Kim obiecała sobie, że się zemści. Może krótkie wyjaśnienie pomoże wam, zrozumieć ich sytuację.

Kilka lat temu do Seaford sprowadził się Jack. Przy pierwszym spotkaniu Kim polubiła chłopaka, lecz gdy okazało się jaki jest naprawdę… zaczęła go nienawidzić. Codziennie nowe dziewczyny, alkohol i imprezy – to była norma, coś bez czego Jack nie mógł żyć. Ale chłopak zrobił coś jeszcze straszniejszego. Dwa lata temu, gdy był pod wpływem alkoholu, wracał z imprezy u kolegi. Każdy wie, co alkohol robi z człowiekiem. Jechał szybko, a wokół widział tylko rozmazany obraz. Nie zauważył trzynastolatka, który właśnie wracał od kolegi. Nie wiedział co się dzieje, a potem już tylko krzyk, pisk opon i wielki szok. Szok po tym, jak przed swoim samochodem zobaczył rozmazany obraz oświetlony reflektorami. Na drodze leżał nastolatek, który na sto procent już nie żył. Jednak chłopak zadzwonił po pogotowie, potem został zabrany przed policję i trafił do poprawczaka, aż do rozprawy. Został skazany w zawieszeniu, a jako, że był nieletni dostał jeszcze prace społeczne. Do rozprawy nie wiedział, kim był potrącony chłopiec, lecz gdy zobaczył Kim, już wiedział… Jack zabił młodszego brata szesnastoletniej wtedy Crawford. Ujrzał ją i już wiedział, że ta nigdy mu tego nie wybaczy. Blondynka siedziała cała zapłakana z dala od reszty rodziny. Gdy ujrzała Brewera, spuściła wzrok i jeszcze bardzie zaczęła płakać. „Mój mały Ian”  krzyczała w duchu. Nigdy nie potrafiła powiedzieć nikomu, co czuje po tym wszystkim. Od tamtej pory stała się wredna i chamska. Wykorzystując karate i siłownię stała się najseksowniejszą dziewczyną w szkole. Lecz już nie zwróci jej brata…

Na lekcji w-f  - siatkówka. Dziewczyny grały oddzielnie, a chłopacy oddzielnie. Kim miała wielką ochotę skopać Jackowi tyłek, po akcji w Sali chemicznej i tej przed chwilą. Jak na jej życzenie pani postanowiła połączyć obie grupy.
- Kim i Jack to kapitanowie. Wybierać! Kim zaczynasz! – i w ten sposób Kim wybrała drużynę składającą się z czterech chłopaków i czterech dziewczyn plus jeszcze ona sama. Jack natomiast miał u siebie pięciu chłopaków i trzy dziewczyny plus jeszcze on. Crawford popatrzyła złowrogo na bruneta.
- Mika serwuj! Jerry obrona, a ja atak. – Jack ustalił podobnie, tyle, że u niego serwowała Julia, Milton obrona ( bloki ), a on sam ataki. Ataki były wyprowadzane sprawnie i szybko, jednak Jack znów popełnij błąd. Uderzył z całej siły ( piłka leciała z jakieś 230km/h, jak w zwyczajnie siatkówce mężczyzn ), uderzając biedną Kim prosto w głowę. Dziewczyna upadła natychmiastowo, zmieciona przez odrzut. Przerażona nauczycielka podbiegła do nieprzytomnej, tak jak reszta, a Jack stał oszołomiony.
- Brewer! Ty jej to zrobiłeś, więc szybko z nią do pielęgniarki! RUCHY! – brunet oprzytomniał i szybko zabrał blondynkę do szkolnej pielęgniarki.

- Spokojnie nic jej nie będzie. – pielęgniarka uśmiechnęła się do Jacka. – Nasz śliczną dziewczynę.
- To nie jest moja dziewczyna!
- To niby dlaczego się tak o nią martwisz?
- Bo… dlatego, że…  - chłopak sam tego nie wiedział, przecież Kim była dla niego zwykłą lalką, pustą blondynką. Po prostu miał wyrzuty sumienia z powodu jej brata, więc teraz, choć trochę chciał to odpokutować.
- Mogę już iść?
- Nie! Za to, że ją tak mocno uderzyłeś będziesz czekał, aż się obudzi! – brunet usiadł zrezygnowany. Dziewczyna leżała nieruchomo, a Brewer czekał i czekał. Po dziesięciu minutach zrezygnowany chciał wstać, lecz wtedy blondynka zaczęła się budzić. Dziewczyna potrząsnęła głową i ujrzała nad sobą twarz Jacka.
- Ugh! To przez ciebie! Teraz… Ałłłłł! Boli! – gdy dziewczyna podnosiła głowę, syczała i krzyczała.
- Aż tak bardzo? – zapytał sarkastycznie.  Znów stał się zimny i chamski.
- Odezwała się tempa strzała! – zbliżył się do niej.
- Wiesz lubię, gdy cię denerwuję!
- Ach serio? Bo cię nienawidzę! I dobrze o tym wiesz!
- Lalka posłuchaj, co się stało to się nie odstanie i nic na to nie poradzisz!
- Palant! -  wybiegła z gabinetu cała zalana łzami. Po co ja to powiedziałem? Chyba już i tak jej dużo krzywdy narobiłem! Wściekły Brewer ruszył z powrotem do sali gimnastycznej. Tam zobaczył Kim, która siedziała na ławce obok swoich przyjaciółek – Miki i Julii, które ją pocieszały. Wtedy przed chłopakiem stanęli Jerry i Milton – jego najlepsi kumple, Milton był jednocześnie chłopakiem Julii.
- Stary odbiło Ci?
- Właśnie! Wiesz, że po raz pierwszy widziałem Kim w takim stanie. Już nie płakała, ale miała zaczerwienione oczy. Coś ty jej zrobił?
- Po prostu powiedziałem kilka słów za dużo. Dajcie mi już spokój! – chłopaki nie odpuszczali i szli za nim. Jack spojrzał w stronę Crawford, która posłała mu zabójcze spojrzenie. Nagle bruneta otoczył tabun dziewczyn, a Jack cały czas patrzył na Kim, która ze zrezygnowania przewróciła oczami… 

No to pierwszy rozdział nowego bloga! :D Po cholerę mi on ( przepraszam za słownictwo :) ) 
Ocenę pozostawiam wam. Lekkie zmiany ( na moim pierwszym blogu był tylko szkic :D )
Pzdr. 

000. Prolog

Świat to trud­ne miej­sce. Je­mu nie za­leży. Choć nie żywi niena­wiści do ciebie i do mnie, nie darzy nas też miłością. Dzieją się na nim rzeczy straszne, których nie można wytłumaczyć. [...] Świat cię nie kocha. [...] Pa­miętaj jed­nak, żeby ro­bić swo­je. Ta­kie masz za­danie na tym trud­nym świecie, mu­sisz pod­trzy­mywać swoją miłość i ro­bić swo­je choćby nie wiem co.

Nienawiść dwojga ludzi, którzy tak naprawdę mają się ku siebie. Nienawidzić osobę, którą się kocha, to najgorsze, co może cię spotkać w życiu...

Obserwatorzy